No to...

jesteśmy już TU, czyli w Chinach. Ale blogowanie okazuje się nie lada sztuką, rzekłabym nawet wyzwaniem, usługa bloggerowa nie istnieje bowiem w chińskim internecie. Znaleźliśmy jakiś cudaczny "tunel dostępowy" ale nie ma tu opcji zamieszczania zdjęć, więc klęska totalna:( Brak również edycji postu, więc sorki za błędy, których będzie pewnie sporo.

Samolot, którym odlecieliśmy z Warszawy był raczej "samolocikiem" i wcale nie sprawiał wrażenia tak głośnej maszynerii, jaką się okazał podczas lotu do Helsinek:)

Warszawa żegnała nas deszczem...

Ale kiedy się wznieśliśmy, łaskawe niebo przestało rozpaczać i mieliśmy szansę pooglądać stolicę z lotu ptaka...

Potem warszawy było coraz mniej...

Aż w końcu zostały nam "tylko" chmury...

Z góry przepraszam za skrzydło, które prawie za każdym razem pojawia się na zdjęciach ale takie właśnie miałam miejsce w samolocie, że nie sposób było zrobić zdjęcia bez tego skrzydła:)

Helsinki powitały nas pięknym słońcem,

zielenią krajobrazów...

oraz muminkami:)


Z Helsinek ponownie nas wzniosło i...

zanurzyliśmy się w chmurach...

Chmury doczekały się wielu zdjęć, gdyż w pewnym momencie zrobiło się niemalże "kosmicznie".

Nawet poczciwy księżyc "dał się" sfotografować:)

I tak oto, o poranku, powitaliśmy Pekin widokiem raczej nie szczególnym.

Po długich poszukiwaniach ulicy, na której miał się znaleźć nasz "dom gościnny", zostaliśmy wyłowieni przez rikszarza:)

Który wiózł nas takimi uliczkami, że zwątpiłam czy nas dowiezie we właściwe miejsce.

Tak wyglądał nasz pierwszy pokoik

Z cudnym stoliczkiem do picia herbaty w łóżku...

Z bardzo intrygującym krzesłem...

I wcale nie intrygującym widokiem z okna:)

Jednak widok na patio i mini-ogród, okazał się całkiem przyjemny dla oka...

A wieczorami, gdy paliły się czerwone lampiony, było nawet milusio...

Jest duszno i bardzo gorąco, wszędzie pachnie kurkumą oraz całą masą nowych, nieznanych mi zapachów. Ludzie uśmiechnięci i pogodni, na każdym kroku chcą się "zaprzyjaźniać" ale nigdy do końca nie wiadomo, czy z nami, czy też bardziej z naszym portfelem:) W końcu jesteśmy biali, ja to nawet blondynka, więc robią sobie z nami zdjęcia, witają się itp.
Budowle są wielkie, monumentalne rzekłabym nawet, a te najstarsze chronione murami przed "zadeptaniem".

SPA na przykład...

Albo Muzeum Kolei

A pomiędzy tym wszystkim, dumnie piętrzą się świątynie...

Zaskakują drzewa pozbawione zieloności, blade, przeżarte słońcem akacje. Wszędzie należy nabyć bilet wstępu, nawet do miejskiego parku ale i tutaj drzew jest jak na lekarstwo, a marzenia o schronieniu się w błogim cieniu, pośród parkowych alejek - pozostają na swoim miejscu - czyli nadal w sferze marzeń.
Smog, o którym tyle się naczytałam jest wszechobecny ale już drugiego dnia pieszych wycieczek po Pekinie wydaje się czymś tak oczywistym, że nie zwracamy nań uwagi. Aczkolwiek z racji smogu, wszystko wygląda na zamglone... no i w gardle zbiera się lepka klucha... Prawdziwi Chińczycy, charkają z rozmachem [i rozrzutem też;)], ja nie potrafię. Wszędzie przemieszczają się fale tłumów. Spotkasz tu każdego - eleganckie kobiety w gumowo-plastikowych bucikach, dzieci biegające bez majtek lub w majtkach ale z dziurą w miejscu pupy, starszych, którzy śpiewają pod nosem lub całkiem głośno. Mam wrażenie, jakbym uczestniczyła w ogromnym jarmarku, który nie ma końca.
Nie wiem zupełnie czy wobec powyższych okoliczności, czyli braku możliwości wklejania zdjęć, chcecie "tak na sucho" czytać o moich odczuciach? Dajcie znać:)
A teraz zmykam do spania i mam nadzieję, że ten post da się opublikować:)

10 komentarzy:

  1. ja chce:) piszesz tak, ze bez zdjec sie obejdzie bo wyobraznia robi swoje:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też chcę "na sucho" !
    Fantastycznie się czyta Twoje azjatyckie postowanie.
    Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisz, proszę dużo, tak na gorąco spisane wrażenia są bardzo interesujące.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aniu, masz wielki dar pobudzania wyobraźni1 Pisz, czytam z zapartym tchem! Buziole :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ania, pisz! czytamy i jak byśmy były tam z Tobą:)
    ściskamy po polskiemu;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Opisujesz bardzo obrazowo!
    Z zaciekawieniem przeczytałam relację.

    OdpowiedzUsuń
  7. WOw! TY już tam ale fajnie...
    dzieciaki biegają w majtkach to się nazywa bez pieluchowe wychowanie hihii

    OdpowiedzUsuń
  8. Pisz, czytałam zachłannie, czekam na więcej :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. zdjęcia fenomenalne, a czyta się rewelacyjnie, już czuje ten smog i wszystkie zapachy Pekinu :D

    bajjka

    OdpowiedzUsuń

Miło mi jest, gdy zostawisz dobre słowo...

Copyright © SO COLORS , Blogger