Cieszy mnie, że chcecie poczytać, bo i ja jestem zmobilizowana do prowadzenia jakichś notatek, które za pewne bardzo przydatne się okażą, gdy mi przyjdzie zamykać wspomnienia w albumy:)
Pekin, Pekin, Pekin... Miasto hałasu, chaosu i spalin. Miasto, w którym próżno szukać harmonii... Na każdym kroku stare kłóci się z nowym, a bieda dyskutuje z przepychem.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhy5p0TrgP7E6N5c_BgjIyNaCnLMhzjlRZMaasA_Lqq-tFy_lASE7OohlY66uUAFXMZ0dhxOT3UHcaceZLJa2sLSIBaEhgAQjRyITq7gLJ1FywoXl1CiPMDPAE6_9WLobtQ5CoPaQXqQu0/s400/P1080398.JPG)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZacbL2kFYSsB27AA4QF6pLcjCZJNfqVjJG1NdWzhgBMKvc5EqcFXUj76STvfEUBn_KA_oIQKe4FSS8TjI9kdSwt_BTWkatBh9PMTlppL6wYVYdSLrpM0_iIdgQ4xlbcoI2D0OH1EZjXs/s400/P1170391.JPG)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZmpfQXM2o6pl8JxB1TV4hb4AUKR5yhrEtjy4cy5y5QG3URnALdLN-IbvW_g2LxCaGraU5n0kW32OTJLGaWnB9hY-tyJuYG2TrKskNAFXrOLsxrwAGp1sO_0-gF1ucxaLw-28OPFMclqw/s400/P1080422.JPG)
Z pomiędzy ekskluzywnych autokarów i czarnych limuzyn, wyskakują nagle tysiące "
rowerosprzętów", bo niektóre z nich ciężko nazwać rowerami.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhAsncfJguGxgsSK6icg0YS874GCeLJ7UQ5peu3qDTm47RDmt7y1F54l6JNakq3f9nFlwolaTxtvfz93I6_vwkSQLgj05WFneYPS42Zm-27xaOixMaOhzgj0YcmQleFVwT-ve3Pmaf8XIQ/s400/P1080406.JPG)
Na rowerze można przewieźć niemal wszystko...
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3LJC-7tQEwJrR91yqI6ZAAEv1Qri7LG0q1rL8dBrB7NIeYmCL6nudrkH3LJoTjWzkCvikbR4XPujNKnApdxduGhC0v6n96y2FGAc-bof58WsZgidWbgIaSl8rWisY4L7yu9EjM2Vd00M/s400/P1080423.JPG)
Liczne, kolorowe "bramy" spotkać można dość często, aczkolwiek nigdy do końca nie wiadomo, do czego nas zaproszą... Czy do świątynnej dzielnicy?
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHVcCKCX2J8q_mHbWWXcMfB-n4akGR2ck0NdAQ9mQDUgP3rrQ1rKPIcy-HI6It1rtttI-EeaTK6HTWNZmmmsF4_DxslI85VLjRshrmjiC6ErQQjX4Uz_RVhK5lpOvV296XUHtz11AMpqU/s400/P1080408.JPG)
Może do tajemniczej świątyni prowadzi?
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUtv_zP2oeeT3S-67uqrayREIzjPFn2cHm499OYx5YDSL_2TTVedMjDasUF8Oz59Bg_jeBvshFrfSVT6TLsh9hFbxMT7tu7EwvA3vB5xtVjgWgeguybagYgExHecCYiqZ1HlG-qBL6tnY/s400/P1080417.JPG)
Czy też do sklepu?
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEht_co_hsW9RGMpNV8Cw1U1a7x1z6bent4k7mGGpe9W8ezQoWVVeWbc3JitsyydQivRbLrdl-fpngVHZ_IyyzRUhspmwpHZlcR5n7W7xdd4tvxXFO3UMAdiPEqleKH5k13nuz9bFmvgujY/s400/P1080409.JPG)
A może po prostu jest to ozdoba ulicy?
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjfJPM-SszLwAtsGZiwFz0c9WRRkIC1oY9EMI8_04f77186sNz5jP4a3HDi_FWQS4w_0SOjRnOBaV430jJ657CJEOiqdPWvO8I0wuwvhQXS3NZe35zrA_po1BHI9wmuNtaQq6m79oTkr0/s400/P1080414.JPG)
Nie ważne... Każda z nich jest przepięknie malowana.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgU2472ULePCr1eUiFA3961ux11rG7OlTLnrgmBf1HifZRaaQJgeUHyo6y4TVV8eRYDs-UlJldY3mYYsLeFwMYTRtHFjzSHwnWi0MPr_p69rI6BPA1TrU2XbnQNTSyWh8kwXLpAUT1SDuA/s400/P1080416.JPG)
Wszystko spowija gęsty, szarawy smog,
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcj_l2QzGP3zJcHnpHK2cbGppyNp_sTdsfHzuMl6twwma-xISdY4TsKwmt7lFoAOvMPcVQmsBv7gur6pdHcI-_NfLtFYt4NuJcUBnZ2tHpf9IOeJ1II0uY-1vKanhQyk6uHAn4xgci_FM/s400/P1080435.JPG)
a
klimatyzacja, która zmusiła nas do nałożenia kurtek podczas jazdy z lotniska do centrum - jest obecnie pożądanym rajem. Metro, dzięki któremu mamy szanse choć liznąć smaków kulturowych Pekinu, wydaje się błogą chwilą wytchnienia, dzięki skrzyneczkom dmuchającym zimnym powietrzem, aczkolwiek pod koniec dnia i tu robi się duszno. Tłumy, które przelewają się falami "ładują się" do metra nawet, gdy wydaje się, że nikt więcej się tam nie zmieści. Drzwi zamykają się w trakcie wsiadania, często tuż przed twarzą. Obowiązkowo przed wejściem
prześwietlają ci torby, wszędzie są ruchome schody, nawet w linii prostej korytarza jest ruchoma taśma. Na początku przerażeni tłokiem, ładowaliśmy się na zwykłe schody, jednak zmęczenie upałem wymusza "leniwe przejażdżki" i popołudniami jest ci już obojętne o kogo się ocierasz. Wszystko się lepi..., a woda spływa po "rowie" na całego. Nie ma szans na nałożenie tej samej koszulki drugiego dnia i wcale nie dlatego, że jest przepocona - po prostu zbiera wszystkie zapachy ulicznego żarcia:) Zapachu potu raczej się nie spotyka, starsi mężczyźni czasem zalecą i tyle. Inna sprawa, że i my nie pocimy się tu tradycyjnym potem z pod paszki ale słoną wodą, bo pijemy litrami wodę, nie ganiając do kibelka prawie wcale. Kibelek - Pekin to miasto kibelków - na każdym kroku są toalety publiczne ful wypas i glanc pomada, aż mogliby u nas
odmałpować. Pewnie dlatego, że w głębi
hutongów [coś w stylu naszych bocznych uliczek]z kanalizacją cienko... Za to zupełnie nie jest cienko z jedzeniem wszelakim, aczkolwiek bywa ono zaskakujące -
przynajmniej dla mnie. Lody na przykład - orzeźwiające - o smakach: groszku, kukurydzy... dziś udało mi się znaleźć śliwkowy, bo do tych warzywnych dopiero się przymierzam.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5yrNogQa51VEWJZoJUvTzHMPB49jIeGn-q6PKbO4DJzvW0QO_L2ExdBXRrsIckaE2pvgqCA0ILj5LFFy9o8vJolOW6ZT9VlRfNSrPm9vnHTkfj_bBdpHARRGJFsUZg1Dti7JrWrHBRrQ/s400/P1170304.JPG)
Niedaleko hotelu, w którym stacjonujemy [hotel to słowo trochę na wyrost, bardziej pasowałoby - pensjonat] mamy ulicę, którą przewodniki nazywają: "ulicą jedzenia", gdyż po obu jej stronach są jadłodajnie. pomiędzy nimi na chodnikach piętrzą się kubły z ruszającym się jedzeniem
nie świadomie oczekującym na swoją kolej - raki, kraby i inne takie wąsate rarytasy. Zachęceni [czytaj: zagonieni] prze młodego Chińczyka - decydujemy się na rybę w stylu lokalnym. Po długich konwersacjach, głównie na migi, podchodzi do nas dziewuszka z siatką, w której jeszcze trzęsie się wielka ryba i z uśmiechem pyta, czy ta na wystarczy. Przerażeni, uciekamy w popłochu. Ryba miała chyba ze 3 kilo - i sześciu by się nią najadło ale nie mamy pewności, czy nie zaczną jej przyrządzać na naszych oczach. Skończyło się w innej knajpie przy zupie i ryżu z jajkami oraz szczypiorkiem ale w tle torturowali koguta, chyba na dania z drobiu był przeznaczony.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3iI8QMGGvHjIH5_c1_0ZaGIkbkTP8SKjYC5i_iMizc-HanhlKdbo-zzfFX0O1F5hGvTUO6957N2keCZAHCTskuL7yCqH0xfIFHUlUMJO7W4l5EIhF-rXbzcIYD5GfEN0mDEp_1Uk6IQA/s400/P1170313.JPG)
Oprócz zaskoczeń wszystko jest jak na filmach, setki czerwonych lampionów zawieszonych nad chodnikiem, muzyka z każdej strony, zapach, którego opisać się nie da, bo zmienia się co chwilę.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjKa-cnz4cVyO87qVC_5s1_CSYLKhetqa0N1mnbzgTxS6ErJ6_WOVA4X0rqY6q9RfiwT_msTpcv8yTwhjAd1QiFaQE5N6sDUVt3eFF2Fnzr0-8khtyZ4sxuZp5X1t5Xed1zFpDnP3h-oHo/s400/P1080424.JPG)
I choć pod koniec dnia ledwo włóczysz nogami, to napicie się cienkiego piwka [wcale nie gorzkie] i pogapienie się na kolorowy tłum, delikatnie odrywa z ciebie łuski zmęczenia i czujesz, że żyjesz...
Gdy piszę ten post, jest 23:27, a u Was dopiero popołudnie - to ci dopiero...
Rewelacja.
OdpowiedzUsuńAleż ci zazdroszczę tej wyprawy...
jej.
OdpowiedzUsuńAle bomba !
OdpowiedzUsuńPisz jak najwięcej :)
Zbieraj zapachy, pakuj w woreczki...czekamy i pisz pisz pisz ;)
OdpowiedzUsuńNIESAMOWICIE,,,INNY ŚWIAT...ZUPEŁNIE INNY ŚWIAT!!!
OdpowiedzUsuńzapomniałam dodać ;) pisz dużo i często :)
OdpowiedzUsuńFajnie, czekam na więcej. A propos kibelków, to nasza droga pisarka Joanna Chmielewska też zawsze rozpisuje się na temat kibelków różnokrajowych, i też marzy od wielu lat, aby Polacy trochę ponaśladowali chi chi chi. Mocno Cię ściska :-)
OdpowiedzUsuń:D ech...wakacje życia:)
OdpowiedzUsuń:) Czekamy na dalsze relacje z pobytu :) Koniecznie spróbuj te lody warzywne, ciekawe jak smakują... :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńtez zazdroszcze podrozy do tego kraju:) pisz pisz, chociaz sobie o nim poczytam!
OdpowiedzUsuńTwoje relacje czytam jednym tchem! Koniecznie pisz jak najwiecej! Dzieki nim czuje jakbym tam byla...
OdpowiedzUsuń