Świadome blogowanie? II Spotkanie Świadomych Blogerek w Bydgoszczy
Jakiś czas temu, na jednej z facebookowych grup trafiłam na wydarzenie Bydgoskie Śniadanie Świadomych Kobiet. Zaciekawiona intrygującą nazwą, zapisałam się i jak to ja - przybyłam zobaczyć kto, co i po co? I tak właśnie poznałam Izę, autorkę bloga The Secret of Healing, dziewczynę o pięknym sercu :-)
Prawdę mówiąc, jestem z pokolenia, o którym mówi się, że to "najlepszy rocznik" - natomiast Iza z powodzeniem mogłaby zostać moją córką (choć z tego co wiem, ma wspaniałą Mamę ;-)) I można by pomyśleć, a w najgorszym wypadku nawet uwierzyć w to, że nawiązanie wspólnego języka przez dwie tak odległe wiekowo kobiety skazane zostanie na porażkę - dobrze jednak zrobić coś na przekór i odrzucić stereotypowe myślenie, że tylko starsi mogą nas czegoś nauczyć...
Prosto z prowadzonych przez Izę śniadaniowych rozmów, znalazłam czas na Spotkania Świadomych Blogerek i tak to jakoś poszło, że bardzo polubiłam te niedzielne, kobiece spotkania...
Kiedy w sierpniu tego roku, Iza ogłosiła, że 25 listopada organizuje w Bydgoszczy II Spotkanie Świadomych Blogerek, pomyślałam: czemu nie?
Może to właśnie nadszedł ten czas? Czas świadomego blogowania, świadomego bycia, życia i jedzenia? Czas, by przestać się spinać, dbać o zasięgi, wyświetlenia i komentarze? Czas na spełnianie marzeń, smakowanie życia i poznawanie ludzi?
Foto-książka z poprzedniej edycji SŚB. |
I
tak oto, po "wielopytaniowej" rekrutacji, pewnego wrześniowego
wieczoru, znalazłam się w zaszczytnym, dwudziestoosobowym gronie
uczestniczek :-)
|
Izabela Kornet, organizatorka spotkania. |
Spotkanie odbyło się w bydgoskim Centrum Tańca Siwka, miejscu pełnym niezwykłego klimatu i okazało się kameralną konferencją dla blogujących kobiet. Poprowadziła je sama organizatorka - Izabela Kornet, a ja miałam przyjemność wystąpić nie tylko w roli uczestnika ale także jako partner tego wydarzenia :-) Lemoncraft przygotował bowiem trochę papierowych gadżetów na pamiątkę :-) Na przykład przypinki z pierwszego zdjęcia :-)
Lemoncraft :-) |
Czy jestem świadomą blogerką? I co to w ogóle znaczy? To pytanie towarzyszyło mi przez ten cały listopadowy dzień... Dzień pełen uśmiechów oraz ciekawych rozmów...
II Spotkanie Świadomych Blogerek |
Razem ze mną odpowiedzi na powyższe pytania szukały cztery wspaniałe prelegentki oraz jedna niezwykła instruktorka :-)
II Spotkanie Świadomych Blogerek - Pola Sobczyk |
Pola Sobczyk - Brandassist.pl, która zaproponowała nam wsparcie wirtualnej asystentki.
II Spotkanie Świadomych Blogerek - Anna-Maria Wiśniewska |
Anna-Maria Wiśniewska - Crowdmade.pl - przedstawiła nam propozycje na budowę własnego wizerunku w social media.
II Spotkanie Świadomych Blogerek - Aleksandra Radomska |
II Spotkanie Świadomych Blogerek - prelekcja Aleksandry Radomskiej |
Aleksandra Radomska, która towarzyszy kobietom w odkrywaniu ich wilczej duszy.
II Spotkanie Świadomych Blogerek - Sylwia Ciszyńska |
Sylwia Ciszyńska z pracowni Czarny Kapelusz, z którą wspólnie uszyłyśmy pięknie pachnącą zawieszkę.
II Spotkanie Świadomych Blogerek - warsztaty z Sylwią Ciszyńską |
oraz Karolina z Centrum Tańca Siwka, dzięki której miałyśmy szansę wcielić się w prawdziwe mistrzynie parkietu.
II Spotkanie Świadomych Blogerek - Karolina Siwka |
II Spotkanie Świadomych Blogerek - nauka tańca |
Spotkaniu towarzyszył również wspaniały cel – wsparcie Fundacji Tara – Schronisko dla koni. Dzięki licytacji, udało nam się zebrać 1615 zł.
II Spotkanie Świadomych Blogerek - licytacja bluzy od Macierzyństwo Raz |
Głównym sponsorem naszego spotkania, było Swiss Image, wsparli nas także inni partnerzy,
Apis Cosmetics , Biochemia Urody , Equilibra , Zakamarki , Janda , Sango Trade , Scan Anida , Manufaktura Kartek , Id’Eau , Wydawnictwo OVO Małgorzata Sambor – Cao , Hean , Pracownia Alex , Marmamax , Ewa Gierula , MamiNoko Dosiadam.pl , Akademia Urody marki Basel Olten Pharm , Lemoncraft , Macierzyństwo Raz , WOKÓŁ , Kobiety przy kawie , Goga Crafts.
którym bardzo serdecznie dziękuję, bo ze spotkania wyszłam z rękoma wypełnionymi mnóstwem skarbów, o których napiszę już wkrótce, bo nie pozostaje mi nic innego, jak przetestować i wypróbować je wszystkie :-)
II Spotkanie Świadomych Blogerek - produkty ufundowane przez sponsorów |
II Spotkanie Świadomych Blogerek - produkty ufundowane przez sponsorów |
Foto oraz video relację, przygotowały Lady Amarena oraz Studio Ninutki.
II Spotkanie Świadomych Blogerek - Lady Amarena, Izabela Kornet i Studio Ninutki. |
A wspaniała ścianka pełna papierowych kwiatów, to dzieło autorstwa Oli z Manufaktury Kartek.
Jeśli macie ochotę obejrzeć relację z tego wydarzenia, to serdecznie Was zapraszam :-)
I jeszcze wszystkie MY - to był wspaniały wspólny czas - dziękuję!
II Spotkanie Świadomych Blogerek - zdjęcie uczestniczek |
Ciepło Was pozdrawiam :-)
Na miętowo tym razem i moje Hobby Place
Ciągle szukam dla siebie samej idealnego miejsca w sieci. Ulepszam, usprawniam, koloruję...
Traktuję niemal jak własny kawałek podłogi, prawie jakby to był mój pokój na słonecznym poddaszu ;-) Dzisiaj spróbowałam trochę mięty :-) Mam tylko nadzieję, że nie odbije mi się zgagą zbyt szybko ta mięta...
Tymczasem prawda jest taka, że mój wolny czas skurczył się ostatnio jeszcze bardziej niż zwykle. Prawie w ogóle nie kartkuję i nad tym właśnie ubolewam najbardziej... Może w Nowym Roku?
Nie smucę się jednak aż tak bardzo, bo minione miesiące były dla mnie jak sny na jawie :-) W czerwcu 2013 roku, otworzyłam swój najpierwszy sklep internetowy Lemoncraft. Od samego początku nie było dnia, w którym nie marzyłabym o tym, by nie był jedynie internetowym linkiem. I stało się tak, że jedno z moich największych marzeń właśnie się spełniło :-) Nie jest to może aż taki raj na ziemi o jakim myślałam, bo stare blokowisko, na którym się znajduje skutecznie hamuje wszelkie "czary-mary", jednak dziś mogę zaprosić Was do wnętrza, które próbowałam zaczarować tak mocno jak tylko umiałam.
Hobby Place wejście do sklepu |
Oczywiście jest tu mnóstwo prawdziwych różności, wspierających klimat miejsca, które chciałam tu stworzyć.
Dekoracje w sklepie Hobby Place |
Dekoracje w sklepie Hobby Place |
Dekoracje w sklepie Hobby Place |
Nie brakuje rzecz jasna przydasiów, czyli materiałów rękodzielniczych, głównie tych do kartkowania oraz dodatki czy papiery do scrapbookingu :-)
Sklep scrapbookingowy Hobby Place |
Sklep scrapbookingowy Hobby Place |
Sklep scrapbookingowy Hobby Place |
Sklep scrapbookingowy Hobby Place |
W sobotę, 2 grudnia, przyszli a nawet przyjechali do nas pierwsi Goście. Chwilę potem, sklep tętnił już radosnym życiem, a rozmowom i uśmiechom nie było końca... Nie mogłam ukryć wzruszenia, bo tego dnia, było ze mną tak dużo Przyjaciół oraz wsparcia, które mi dali. To były przepiękne chwile i nawet teraz, kiedy patrzę na fotografie, w oku kręci się łezka szczęścia...
Sklep Hobby Place warsztaty |
Sklep Hobby Place warsztaty |
Sklep Hobby Place warsztaty kartkowe z Gosia Metryka |
Hobby Place warsztaty pudełkowe z Kasia Udalska |
Hobby Place sklep dla kreatywnych, exploding box |
a Emilka pokaz make&take, podczas którego znalazł się czas nie tylko na kartkowanie ale i na wspólne pogawędki.
Zjedliśmy przepyszny tort oraz kolorowe babeczki prosto z cudownej cukierni Domowy Zakątek,
Tort na otwarcie sklepu Hobby Place |
Babeczki na otwarcie sklepu Hobby Place |
I niech ten wpis Joli i Natalki do pamiątkowej księgi Gości, którą dostałam w prezencie od Rysy, będzie potwierdzeniem jak ważny był to dla mnie dzień :-)
Jolu, serdecznie dziękuję! |
Za wszystkie piękne zdjęcia dziękuję Krzysiowi Turzyńskiemu z Turzynski Photography. Jeśli kiedykolwiek będziecie potrzebowali świetnego fotografa, koniecznie zgłoście się do Niego!
Tymczasem ja, bardzo, bardzo serdecznie Was pozdrawiam, z mojego nowego, słonecznego miejsca, do którego oczywiście zapraszam. W Nowym Roku ruszymy z warsztatami (jeśli macie jakieś propozycje, piszcie w komentarzach) ale można też do nas wpaść na herbatę albo zakupy :-)
Życie jest dobre i jestem o tym głęboko przekonana
Dokładnie tak, jak w tytule tegoż postu :-)
I nie ma tu ani cienia przekory...
Postanowiłam bowiem zmienić coś w moim życiu i powrócić do blogowania - jednak na zupełnie innych niż dotąd zasadach :-)
Kiedy zaczynałam prowadzić blog, był on dla mnie - wtedy mamy siedzącej w domu z maluszkiem - odskocznią od powtarzalności każdego dnia oraz wirtualnym oknem na świat. Przyniósł mi wiele dobrych rzeczy, fantastyczne przyjaźnie, które trwają do dziś, niezwykłą pasję, która stała się również moją pracą.... i za TO wszystko jestem bardzo, bardzo wdzięczna.
Przyniósł mi też niesamowicie zakręconą drogę, którą przeszłam samodzielnie, często po omacku - ucząc się wielu nowych rzeczy oraz siebie samej każdego dnia. W sumie to nadal nią idę, tylko teraz, wreszcie jakby łatwiej na niektórych skrzyżowaniach i zakrętach; pewnie dlatego, że w końcu wiem dokąd zmierzam :-)
Dlaczego akurat kartka? W sumie to kartka przygotowana dość dawno temu, w radosnych, wiosennych kolorach, tym razem ton nadały papiery do scrapbookingu Natures Stage, Pink Sky At Night oraz Creeping Vines, firmy Scrapberry's - jednak napisem na badziku wpasowała się w ten post idealnie; bo nie ma mowy, żebym zrezygnowała ze scrapbookingu, kartkowania, decoupage czy wielu, wielu innych rodzajów rękodzieła, których właśnie zamierzam spróbować :-)
Bo teraz jest TEN czas, piękny, pachnący jesienią i długimi wieczorami, które spędzę w moim salonowym kąciku, próbując tego wszystkiego, przed czym od kilku lat sama siebie powstrzymywałam, skupiając się na łataniu kompleksów poprzez pochwały od innych ludzi....
I wcale nie piszę, że pochwały od innych ludzi są złe, w żadnym wypadku. Są bardzo, bardzo przyjemne, pozwalają przez chwilę poczuć, że jesteśmy wyjątkowi :-) Mają jednak pewien minus (moim zdaniem) - nie dostajemy ich w trybie ciągłym. Tak więc za jakiś czas, ponownie podejmujemy próbę zaaranżowania sytuacji, w której ktoś nas pochwali, doceni, zachwyci się tym, co potrafimy.... I koło się toczy....
Tymczasem, bardzo blisko... jest ktoś, kto może zagwarantować nam pochwały przez 24 godziny na dobę, wtedy, kiedy tylko zapragniemy. Ten ktoś, to MY sami...
Już teraz zachęcam Cię więc, abyś spróbował, spróbowała... na przykład poklepać się po ramieniu i powiedzieć: dobra robota! Na początku może wydać się dziwne ale spróbuj i zobacz jak łatwo wchodzi w nawyk :-) I koniecznie podziękuj... Za ten dzień, który mógł się wydarzyć, za wszystko co masz i za to czego nie masz też :-)
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!
I nie ma tu ani cienia przekory...
Postanowiłam bowiem zmienić coś w moim życiu i powrócić do blogowania - jednak na zupełnie innych niż dotąd zasadach :-)
Kiedy zaczynałam prowadzić blog, był on dla mnie - wtedy mamy siedzącej w domu z maluszkiem - odskocznią od powtarzalności każdego dnia oraz wirtualnym oknem na świat. Przyniósł mi wiele dobrych rzeczy, fantastyczne przyjaźnie, które trwają do dziś, niezwykłą pasję, która stała się również moją pracą.... i za TO wszystko jestem bardzo, bardzo wdzięczna.
Przyniósł mi też niesamowicie zakręconą drogę, którą przeszłam samodzielnie, często po omacku - ucząc się wielu nowych rzeczy oraz siebie samej każdego dnia. W sumie to nadal nią idę, tylko teraz, wreszcie jakby łatwiej na niektórych skrzyżowaniach i zakrętach; pewnie dlatego, że w końcu wiem dokąd zmierzam :-)
Dlaczego akurat kartka? W sumie to kartka przygotowana dość dawno temu, w radosnych, wiosennych kolorach, tym razem ton nadały papiery do scrapbookingu Natures Stage, Pink Sky At Night oraz Creeping Vines, firmy Scrapberry's - jednak napisem na badziku wpasowała się w ten post idealnie; bo nie ma mowy, żebym zrezygnowała ze scrapbookingu, kartkowania, decoupage czy wielu, wielu innych rodzajów rękodzieła, których właśnie zamierzam spróbować :-)
Bo teraz jest TEN czas, piękny, pachnący jesienią i długimi wieczorami, które spędzę w moim salonowym kąciku, próbując tego wszystkiego, przed czym od kilku lat sama siebie powstrzymywałam, skupiając się na łataniu kompleksów poprzez pochwały od innych ludzi....
I wcale nie piszę, że pochwały od innych ludzi są złe, w żadnym wypadku. Są bardzo, bardzo przyjemne, pozwalają przez chwilę poczuć, że jesteśmy wyjątkowi :-) Mają jednak pewien minus (moim zdaniem) - nie dostajemy ich w trybie ciągłym. Tak więc za jakiś czas, ponownie podejmujemy próbę zaaranżowania sytuacji, w której ktoś nas pochwali, doceni, zachwyci się tym, co potrafimy.... I koło się toczy....
Tymczasem, bardzo blisko... jest ktoś, kto może zagwarantować nam pochwały przez 24 godziny na dobę, wtedy, kiedy tylko zapragniemy. Ten ktoś, to MY sami...
Już teraz zachęcam Cię więc, abyś spróbował, spróbowała... na przykład poklepać się po ramieniu i powiedzieć: dobra robota! Na początku może wydać się dziwne ale spróbuj i zobacz jak łatwo wchodzi w nawyk :-) I koniecznie podziękuj... Za ten dzień, który mógł się wydarzyć, za wszystko co masz i za to czego nie masz też :-)
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!
Słynna 66 i Las Vegas
Słynna 66 czyli Mother Road, albo Droga-matka jak kto woli :-) Jeśli spotkaliście się kiedyś z książką Doroty Warakomskiej "Route 66", to na pewno wiecie o czym piszę... Jeśli nie, to polecam książkę - jest ona bowiem niezwykłym zapiskiem kobiety-podróżniczki na kultowej drodze, kobiety poszukującej i rozmawiającej z "niebieskimi ptakami" tej trasy... Na prawdę warto po nią sięgnąć.
Jej długość to prawie 4000 kilometrów i w obecnym stanie funkcjonuje jako droga historyczna ale też i symbol amerykańskiej wolności. Startuje w Chicago i biegnie przez 8 stanów: Illinois, Missouri, Kansas, Oklahomę, Teksas, Nowy Meksyk, Arizonę i Kalifornię, aby zakończyć swój bieg na molo w Santa Monica (dokładnie po środku drewnianego pomostu).
Przejechaliśmy tylko jej fragment, jednak myślę, że warto tak zaplanować podróż, by zboczyć tu choć na chwilkę. W miasteczkach nadal utrzymuje się klimat szalonych lat 50-tych, wszędzie pełno kolorowych sklepików pełnych przeróżnych sprzętów i zbieractwa, a w nich równie kolorowych i rozgadanych sklepikarzy...
Dla Miłosza to prawdziwy raj pełen niezwykłych skarbów... Można bezkarnie pomacać, poprzymierzać i nawet zajrzeć Marylin pod sukienkę ;-)
Poza tym do Warszawy już "całkiem blisko", nawet wiadomo którędy jechać...
I Nasi też tu byli ;-)
Ściana w ogóle zrobiła na mnie wrażenie!!!
Wykończeni blisko 50 stopniowym upałem, późnym popołudniem dotarliśmy do Las Vegas.
Jeśli spodziewacie się teraz barwnych zdjęć i westchnięć zachwytu, to muszę Was rozczarować...
Jeśli chcecie się nakarmić wymuskaną fotografią rozświetlonego miasta, to zapraszam do Google, z pewnością zobaczycie tam dokładnie to, o czym napisałam....
Sztucznie utworzone w 1905 roku na pustyni, miasto Las Vegas szybko stało się najbardziej zaludnionym miastem stanu Nevada, a z racji ogromnej ilości kasyn oraz gier hazardowych nazwano je Miastem Grzechu...
Do mojej obserwacyjnej kolekcji Drive Thru - doszło Drive Thru weddings - czyli ślub, bez wysiadania z samochodu. W sumie, czemu nie? Jak ktoś ma pilną potrzebę?
Las Vegas... przejeżdżać obok i nie zobaczyć? Trzeba zobaczyć.
Potęgę kolorowych świateł, gwaru przelewających się główną ulicą tłumów i wibrującej w brzuchu muzyki. Trzeba zobaczyć, poczuć - na szczęście wcale nie trzeba zrozumieć...
Bo oprócz głównej ulicy, na której triumfuje światowe kasyno (a w nim i wieża Eiffla, i piramida, i Pałac Cezara); są też ulice mniej główne, pełne ludzi śpiących na chodnikach lub bredzących coś w narkotykowym zamroczeniu oraz uciekających spod nóg karaluchów...
Ludzki świat sam siebie zniszczy - taka myśl mi się nasunęła...
Ponoć z Ameryką to jest tak, że albo ją pokochasz od pierwszego spojrzenia albo znienawidzisz ;-)
Nie pokochałam Ameryki, to dla mnie po prostu kompletnie inny świat....
Jej długość to prawie 4000 kilometrów i w obecnym stanie funkcjonuje jako droga historyczna ale też i symbol amerykańskiej wolności. Startuje w Chicago i biegnie przez 8 stanów: Illinois, Missouri, Kansas, Oklahomę, Teksas, Nowy Meksyk, Arizonę i Kalifornię, aby zakończyć swój bieg na molo w Santa Monica (dokładnie po środku drewnianego pomostu).
Straciła swą świetność, kiedy powstały nowe, szybkie autostrady, jednak nigdy nie straciła swej siły przyciągania ludzi barwnych, tęskniących za wolnością i życiem bez ograniczeń...
Przejechaliśmy tylko jej fragment, jednak myślę, że warto tak zaplanować podróż, by zboczyć tu choć na chwilkę. W miasteczkach nadal utrzymuje się klimat szalonych lat 50-tych, wszędzie pełno kolorowych sklepików pełnych przeróżnych sprzętów i zbieractwa, a w nich równie kolorowych i rozgadanych sklepikarzy...
Poza tym do Warszawy już "całkiem blisko", nawet wiadomo którędy jechać...
I Nasi też tu byli ;-)
Ściana w ogóle zrobiła na mnie wrażenie!!!
Wykończeni blisko 50 stopniowym upałem, późnym popołudniem dotarliśmy do Las Vegas.
Jeśli spodziewacie się teraz barwnych zdjęć i westchnięć zachwytu, to muszę Was rozczarować...
Jeśli chcecie się nakarmić wymuskaną fotografią rozświetlonego miasta, to zapraszam do Google, z pewnością zobaczycie tam dokładnie to, o czym napisałam....
Sztucznie utworzone w 1905 roku na pustyni, miasto Las Vegas szybko stało się najbardziej zaludnionym miastem stanu Nevada, a z racji ogromnej ilości kasyn oraz gier hazardowych nazwano je Miastem Grzechu...
Do mojej obserwacyjnej kolekcji Drive Thru - doszło Drive Thru weddings - czyli ślub, bez wysiadania z samochodu. W sumie, czemu nie? Jak ktoś ma pilną potrzebę?
Las Vegas... przejeżdżać obok i nie zobaczyć? Trzeba zobaczyć.
Potęgę kolorowych świateł, gwaru przelewających się główną ulicą tłumów i wibrującej w brzuchu muzyki. Trzeba zobaczyć, poczuć - na szczęście wcale nie trzeba zrozumieć...
Bo oprócz głównej ulicy, na której triumfuje światowe kasyno (a w nim i wieża Eiffla, i piramida, i Pałac Cezara); są też ulice mniej główne, pełne ludzi śpiących na chodnikach lub bredzących coś w narkotykowym zamroczeniu oraz uciekających spod nóg karaluchów...
Ludzki świat sam siebie zniszczy - taka myśl mi się nasunęła...
Ponoć z Ameryką to jest tak, że albo ją pokochasz od pierwszego spojrzenia albo znienawidzisz ;-)
Nie pokochałam Ameryki, to dla mnie po prostu kompletnie inny świat....